wtorek, 15 lutego 2011

Konkurs

"Nadejszła wiekopomna chwila" na konkurs! Tak jak obiecywałam wcześniej, nagrodą będzie szybki kurs przygotowania tart tatain. Niestety konkurs ograniczony jest do mieszkańców Warszawy. Pytanie brzmi: co jest podstawowym składnikiem Užičkiej mućkalicy? Odpowiedzi proszę wysyłać na mojego meila: milica.bielska@gmail.com. Zwycięzca zostanie wylosowany 20 lutego, także czas zgłoszeń do 12:00 20. lutego.

Pasulj z wędzonymi żeberkami


Pasulj to chyba najbardziej tradycyjne danie każdego serbskiego domu. Każda gospodyni ma swoje przepisy na różne fasole, a zwłaszcza te postne, które podaje się na przykład na wigilijnym stole. Wydawałoby się, że jest to danie typowo zimowe, ale powiem wam szczerze, że równie dobrze smakuje na 30 stopniowym upale. Wszystko zależy od konsystencji i dodatków (bo właściwie tradycyjny pasulj, to gęsta zupa). Pasulj jest moim osobistym faworytem i dlatego właśnie postanowiłam wam przedstawić jeden z najlepszych przepisów (i jednocześnie bardzo prostych). Składniki:

* opakowanie fasoli (najlepiej "kolorowej", w wyglądzie brązowej)
* wędzone żeberka (ok. 500g)
* 3 główki czerwonej cebuli
* masło
* łyżka mąki
* łyżka mielonej papryki
* pieprz, sól, liść laurowy

Jeśli się zastanawiacie skąd wziąć wędzone żeberka, to mogę wam podpowiedzieć, że są dostępne w lepszych sklepach mięsnych. Raczej nie dostaniecie tego w supermarketach. Ja mam swój osiedlowy sklepik gdzie zawsze wisi trochę wędzonych żeber i wędzone golonki. W ogóle w tym przepisie najważniejsza jest właśnie wędzonka, ale pamiętajcie, że mój "Srpski kuvar" mówi, że tylko z żeberek uzyskacie taki wyjątkowy smak. A o to zdjęcie poglądowe, żebyście wiedzieli czego szukać:

Zaczynamy od fasoli. Wrzucamy ją do dużego garnka, zalewamy zimną wodą i gotujemy 20min. Następnie zlewamy tę wodę, płuczemy fasole, wrzucamy je z powrotem do garnka i zalewamy ciepłą wodą. Gotujemy na małym ogniu. W między czasie dodajemy pokrojone żeberka (w pojedyncze kawałki), poszatkowaną cebulę i ze 2 liście laurowe. Odstawiamy, żeby się dusiło. Skąd mamy wiedzieć, że już jest dobre? Kiedy przegryzione ziarno fasoli będzie zupełnie miękkie. Acha, pamiętajcie, żeby w miarę potrzeb dodawać wody. Oczywiście ostateczny efekt zależy od was - ja chciałam mieć pasulj na gęsto, ale jeśli chcecie mieć bardziej zupny, to wody musi być więcej. Poza tym, można też dodać trochę np. czerwonego wina.





Kiedy fasola będzie już dobra, wrzucamy na rozgrzaną patelnię trochę masła, a następnie łyżkę mąki. Robimy zasmażkę Intensywnie mieszamy i dodajemy również mieloną paprykę. Wszystko to ładnie łączymy i wrzucamy do pasulja, intensywnie mieszając. 





Najważniejsze, że zasmażka sprawi, że nasza fasola mocno zgęstnieje. Pamiętajcie o tym, jeśli chcecie mieć zupę. Poza tym na koniec trzeba sprawdzić smak - jeśli wasze żebra, nie były słone, pewnie trzeba będzie mocno dosolić. Poza tym, jeśli papryka nie była ostra, to pewnie warto sypnąć trochę pieprzu (albo zmienić paprykę). No i gotowe. Na prawdę ma to wyjątkowy smak. Prijatno!

poniedziałek, 14 lutego 2011

Tradycyjna golonka w piwie z kapustą


Samo słowo golonka wprowadza mnie już w stan totalnego ślinotoku. Cóż, można się kłócić kto jest specjalistą w tej dziedzinie - Polacy? Czesi? Serbowie? Węgrzy? Austriacy?... niestety muszę chyba z przykrością stwierdzić, że mieszkańcy Bawarii. Ostatnio właśnie w tym regionie Niemiec jadałam najlepszą golonkę i to jeszcze w serbskim lokalu. W ogóle Bawaria to bardzo dziwne miejsce, gdzie mieszkają sami biali ludzie, a w każdej knajpie pracuje chociaż jeden Serb. Najgorsza w Bawarii jest chyba niedziela, kiedy wszyscy "dobrzy" Niemcy zakładają swoje śmieszne bawarskie porty, kiecki, skarpety, buty i ruszają tłumnie do kościołów. A potem jedzą golonki pieczone przez Serbów i piją Erdingera. Hehe. No, ale zostawmy gastarbajterów i przejdźmy do sedna. Składniki:

* warzywa na zupę
* piwo (najlepiej jakieś ciemne, jak nie ma to mocne)
* golonki
* przyprawy zupne (liść laurowy, ziele, sól itp)
* miód
* kiszona kapusta
* cebula

Jak widzicie składniki nie są wymagające. Generalnie zaczynamy od wrzucenia do wody warzyw i golonek. Robimy normalny wywar. Doprowadzamy wodę do wrzenia, zmniejszamy ogień i dolewamy do garnka piwo. Pamiętajcie by gotować bez przykrycia. Kończymy dotowanie tak jak zupę, czyli kiedy warzywa zmiękną, a wywar będzie miał smak.


Golonki wyciągamy z wywaru, kładziemy na blachę i ostrym nożem nacinamy na skórze kratkę (parę pionowych i poziomych linii).


Następnie golonki oblewamy miodem i wywarem. Wstawiamy do piekarnika na jakieś 200 stopni i zapiekamy skórkę. W razie potrzeby podczas pieczenia dolewamy miodu i wywaru. Chodzi o to, żebyśmy pod koniec pieczenia mieli w blasze taki fajny sosik. Gęstość już zależy od waszych upodobań.

W między czasie na patelnie wrzucamy posiekaną cebulę, podsmażamy ją i dodajemy posiekaną kapustę kiszoną. Po chwili (jak kapusta zacznie lekko śmierdzieć spalenizną), dodajemy wywar i powoli sobie dusimy. Można dodać cukru, jeśli jest za kwaśna. Golonki wyciągamy z piekarnika, kiedy uznamy, że skórka jest już wystarczająca przypieczona. Powinno być złoto-czerwono-brązowo-piękna :) Prijatno!



piątek, 4 lutego 2011

Espana na wikend


Witam was serdecznie po przerwie. Jak już pisałam na fejsbuku, miałam przyjemność pojechać do Hiszpanii na przedłużony wikend. Oczywiście nie mogłam przepuścić takiej kulinarnej okazji i zrobiłam terenowy wywiad na temat hiszpańskiej kuchni. Niestety nie miałam czasu na ogarnięcie wszystkiego - uwierzcie mi, potrzeba miesięcy, a może lat by to wszystko zobaczyć i poznać. Postanowiłam skupić się na tym co najbliższe i najłatwiejsze, czyli na kuchni, którą nazywam "uliczną'. Chodzi mi o to, w jaki sposób odżywiają się ludzie na co dzień - w trakcie lunchu, w drodze z pracy do domu, na browarku z przyjaciółmi itp. Trzeba od razu zaakcentować fakt niezaprzeczalny - Hiszpanie jedzą lepiej, mądrzej i przykładają do tego więcej wagi niż przeciętni Europejczycy (a zwłaszcza ci wschodni).

Jedzenie w Hiszpanii "leży na ulicy". Prawie, hahaha. Tak jak u nas panoszą się kebaby i śmierdzące zapiekanki, taki u nich wszędzie jest tapas. Za tym hasłem kryje się o wiele więcej niż wam się wydaje. Niezliczone rodzaje sałatek (królują te z owocami morza, ziemniakami (sic!) i świeżymi warzywami strączkowymi), ziemniaczanych omletów (to się nazywa TORTILLA w Hiszpani, sic!), kalmarów, egzotycznych warzyw no i oczywiście wędlin! Królewski Jamon [hamon]! Czyli szynka - włoskie prosciutto lub serbska pršuta. Poza tym jeśli u nas jest kebab na każdym kroku, to wyobraźcie sobie, że miejsc z tapasem jest w Hiszpanii 30 razy tyle. Nawet sklepy z wędlinami oferują swoje wyroby na zasadzie tapas baru. No i już nie wspomnę o wspaniałych bocadillos, czyli kanapkach z różnymi smakołykami oblewanymi przepyszną oliwą z oliwek.


Ale przejdźmy do zdjęć. Najpierw coś podstawowego, czyli TORTILLA, ziemniaczany omlet (tutaj z kiełbasą). Do kupienia w każdym barze, doskonała zwłaszcza koło 3 nad ranem, kiedy łapie cie głód poimprezowy:




Rano można skoczyć do lokalnego baru i zjeść konkretne śniadanko (international). W każdej knajpie jest chociaż jedna nóżeczka jamonu:



Jeśli jesteś w Madrycie drogi czytelniku, to gdzieś w okolicach lunchu najlepiej jest skoczyć na Mercado de San Miguel, a tam czekają cię już straszliwe przyjemności - ostrygi, kanapeczki, jamon, owoce morza, wędzone tuńczyki, anchois, warzywa, owoce, bataty, kiełbaski no i oczywiście wino, sangria i piwo. Nie zważaj czytelniku na wczesną porę - nikt się tu nie obraża za szklaneczkę winka do obiadku (no dobra, ze dwie, trzy). A potem znowu do pracy :)












Po pracy lecimy szybko do naszego ulubionego sklepu z wędlinami i serami. No ale jak już tu jesteśmy, to jak nie stanąć przy barze (sic!) na jedną szklankę winka i jakąś fajną kanapeczkę z szynką? Zwłaszcza, że wszystko jest po jeden euro??!








To tyle na dzisiaj. Pozostawiam was z ślinką cieknącą na myśl o jamonie i winie. Po wikendzie wrzucę jeszcze parę zdjęć z wyjazdu m.in. interesującą wersję naszej kaszanki. Viva Espana! Prijatno!